Bardzo chciałam podzielić się z Wami tym dniem, bo był naprawdę wyjątkowy! Szczerze mówiąc, zupełnie nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Ale zacznijmy od początku…
Planowanie jazdy – zupełna niespodzianka
Dzień przed jeszcze nieumówioną jazdą przyjechałam, jak zwykle, do Tiary. Po chwili spędzonej z nią wyszłam ze stajni i poszłam porozmawiać z panią Martą. To właśnie wtedy dostałam niesamowitą wiadomość – plac już nie jest zalany i nadaje się idealnie do skoków! Mogliśmy więc umówić się na jazdę w tym tygodniu. Pełna ekscytacji pożegnałam się i wróciłam do samochodu. W drodze powrotnej zapytałam rodziców, czy mogę pojechać na trening – zgodzili się, więc następnego dnia miałam już umówioną jazdę!
Zmiana planów – nowy koń, nowe wyzwania
Zaraz po szkole pojechałam do stajni, żeby zdążyć jeszcze przed zmrokiem. Byłam przekonana, że będę skakać na Wiki, ale nie uzgadniałam tego wcześniej z panią Martą, więc miałam lekką niepewność. Kiedy podeszłam do niej i zapytałam, na kim jeżdżę, odpowiedź mocno mnie zaskoczyła – miałam jeździć na koniu mojej trenerki, Kandym!
Kandy, a właściwie Kandavu, to przepiękny, 10-letni gniady wałach, który ma ogromną siłę i zamyka stojaki w korytarzu. Ostatni raz jeździłam na nim podczas lonży dosiadowej, ale nawet wtedy było to dla mnie niespodziewane – miałam mieć ją na innym koniu, ale akurat trzeba było go rozruszać.
Przygotowania i pierwsze wrażenia
Poszłyśmy na pastwisko, zabrałyśmy konie i wróciłyśmy przed stajnię. Osiodłałam Kandy’ego i weszłyśmy na plac. Już od pierwszych chwil czułam, że to koń świetnie przygotowany – był bardzo czuły na pomoce i reagował na każdą, nawet najmniejszą wskazówkę.
Kiedy zaczęłam kłusować, nie mogliśmy się od razu zgrać, ale z czasem było coraz lepiej. Zagalopowałam na kole i… wow! Kandy ma ogromną foullę, przez co kilka razy prawie wjechałam w opony leżące przy przeszkodzie, wokół której robiłam wolty. Musiałam się do niego dostosować, bo galopowanie na nim to zupełnie inne doświadczenie niż na koniach, które znam lepiej.
Czas na skoki!
Główne ćwiczenie na dzisiejszy trening to szeregi gimnastyczne. Plan wyglądał następująco:
- Na początek pojedynczy krzyżak ze wskazówką.
- Później to samo ale powiększone na stacjonatę
- Następnie dwie przeszkody (krzyżak, stacjonata) – pierwsza ze wskazówką, a pomiędzy nimi jedna foula.
- Na końcu trzy przeszkody (2x krzyżak, stacjonata) – również ze wskazówką i jedną foulą między każdą z nich.
Na ostatnim przejeździe przez szereg najbardziej się z nim zgrałam – to był zdecydowanie najlepszy moment treningu! Ale największym zaskoczeniem był pojedynczy okser z kłusa około 80cm, na który Kandy wyskoczył na około 100-110 cm! Naprawdę czuć w nim moc i ogromny potencjał.
Na koniec
Trening zakończyliśmy w świetnym stylu – długim, luźnym kłusem, który był najlepszy z całej jazdy. Kandy był wtedy elastyczny, rozluźniony i bardzo wygodny do jazdy.
Po jeździe rozsiodłałam go i odstawiłam na padok. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że mogłam jeździć na tak cudownym koniu! To była dla mnie świetna lekcja i ogromna przyjemność. Już nie mogę się doczekać kolejnej jazdy na Kandym! Niestety zdjęć z tej jazdy nie mam bo była kompletna ciemnica, ale dam wam z lata z tej lonży.
A Wy? Macie konie, na których jazda była dla Was zupełnym zaskoczeniem?







